Świadectwo przekazane przez o. dra Salezego Bogdana Brzuszka OFM. Państwo Góralscy znali ks. Dominika Maja podczas posługi w Bobach.
Odkąd ksiądz Dominik Maj objął stanowisko proboszcza w parafii Boby – łączyły nas stosunki najpierw służbowe, a potem przyjazne, a nawet bardzo bliskie.
Ksiądz Kanonik D. Maj był kilka lat katechetą w podstawowej szkole w Chruślinie, parafii Boby, w której byłem kierownikiem. W szkole – ze swoich obowiązków wywiązywał się bardzo dobrze. Kochał dzieci, a te darzył Go wielką miłością.
Umiał w czasie lekcji utrzymać zainteresowanie danym zagadnieniem, gdyż prawie każdą jednostkę lekcyjną prowadził poglądowo posługując się pomocami naukowymi przenoszonymi z sobą.
Miał do szkoły 3 km i przyjeżdżał rowerem, a gdy było błoto – przychodził pieszo, nie spóźniał się ani nie opuszczał lekcji bez powodu. Często zapraszał mnie na swoje lekcje, prosił o dokładne omówienie tejże po przeprowadzeniu jej.
Ksiądz Kanonik Dominik Maj był dobrym psychologiem i pedagogiem i ta wiedza pomagała Mu na każdej lekcji utrzymywać u dzieci zainteresowanie nawet przez dłuższy czas, co przy nauczaniu religii nie jest rzeczą łatwą ani prostą. W szkole tej na stanowisku kierownika pracowałem 42 lata, w tym czasie ani jeden ksiądz katecheta nie był tak lubiany przez dzieci – jak śp. Ksiądz Dominik Maj.
Jak już nadmieniłem – ks. Kanonik Maj – był dobrym psychologiem i ta cecha pomagała Mu w postępowaniu nie tylko z dziećmi na lekcjach, lecz także z młodzieżą, z którą pracował z wielkim zapałem i poświęceniem. W krótkim czasie po objęciu stanowiska proboszcza – zjednał sobie wszystkich parafian.
Przypominam sobie swoją rozmowę z Księdzem Kanonikiem przed przyjazdem ówczesnego ks. Biskupa Wyszyńskiego na wizytację parafii w Bobach, w 1948 r. Ksiądz Maj prosił mnie, abym z całym gronem nauczycielskim przybył w określonym dniu na plebanię, gdyż Ks. Biskup życzył sobie zapoznać się ze wszystkimi wychowawcami. Zaproszenie przyjąłem i w godzinach rannych – nauczycielstwo całej parafii – po wysłuchaniu nabożeństwa odprawionego przez Ks. Biskupa – zostało zaproszone przez Ks. Maja na śniadanie, na którym Ksiądz Biskup wygłosił przemówienie na temat obowiązków ciążących na nas – jako na wychowawcach – życząc nam sukcesów w pracy.
W parę dni po wizytacji Ks. Biskupa – Ksiądz Maj zaprosił mnie do siebie i przeczytał opinię Ks. Biskupa z pracy duszpasterskiej księdza Maja wyrażoną w samych superlatywach.
Ksiądz Maj w krótkim czasie po objęciu stanowiska proboszcza w parafii Boby z dobrowolnych składek parafian kupił piękne organy, które kosztowały ponad 500000 zł. Jak na tamte czasy – była to suma „niebagatelna”, a takiego czynu mógł dokonać tylko ksiądz Maj, ponieważ zdobył u parafian ogromny kredyt zaufania
Po spłaceniu należności za wystawienie tych organów – zaproponował parafia nastawienie do kościoła pięknych, dębowych ławek z ornamentacją z czarnego dębu. Wykonał je stolarz artysta (dzisiaj nazwano by go plastykiem) – Jan Maj, mieszkaniec Bobów. Jedną z takich ławek – ufundował Ks. Kanonik Maj.
Nieraz Ks. Maj opowiadał nam o przeżyciach swych w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, w których przebywał około 5 lat i ile tam ludzi na ludzie nacierpieli się głodu i zimna, a mówiąc o tym – zaznaczał, że bardzo mało Mu teraz potrzeba do życia i rzeczywiście – żył bardzo skromnie. Chodził mocno wyszarzałej sutannie, ale dla biednych był hojny.
Przypominam sobie jak z synami podczas ferii świątecznych pracowaliśmy w Wielką Sobotę w ogrodzie. Przed zachodem słońca zauważyłem jadącego na rowerze ks. Maja. Zdziwiło mnie to, że o tak późnej porze gdzieś się udaje i zatrzymałem go pytając – dokąd jedzie. Ten roześmiał się i odczułem, że nie ma chęci zdradzić mi swej tajemnicy. Na kierownicy roweru widziałem koszyk przykryty ładnie białym płótnem. To mnie zdziwiło i znów powtórzyłem swe pytanie, a wtedy cicho powiedział: „Jadę do Chruślina, do starego Siudyma i wiozę, co moja gosposia piekła na Święta, bo jemu może brak chleba kawałka na tak uroczyste Święto, a moja gosposia na piekła tyle, że nie zjadłbym w ciągu całego tygodnia, więc chcę się z nim podzielić”. Po krótkiej rozmowie złożyliśmy sobie życzenia świąteczne i Ksiądz Kanonik siadł na rower i odjechał, a ja dłuższy czas stałem i zastanawiałem się na jego wypowiedzią. Od tego czasu widziałem w nim nie tylko wzorowego kapłana i wychowawcę, ale człowieka o wielkim sercu. Ksiądz Maj poznał biedę i często mówił, że nie żałuje tego, co przeżył podczas okupacji, ale pragnie, aby nikomu i nigdy nie brakowało chleba – jak jemu w obozach koncentracyjnych.
Ksiądz Maj był również wielkim społecznikiem, wszystkim się interesował, co działo się w Jego parafii i komu tylko mógł – pomagał. Tak, był to człowiek nieprzeciętny, dokonał wiele dobrego w swym życiu.
Od brata Lutka Nalewajki dowiedzieliśmy się o śmierci i pogrzebie Ks. Kanonika Maja.
Pogrzeb był jedną wielką manifestacją, a z parafii Boby była na nim liczna grupa delegatów. cześć jego pamięci!
Gdynia, 18 marca 1978 roku