ks. Kazimierz Gajda, Obozowy Tarsycjusz, w: W Duchu i Prawdzie. Wybrane sylwetki Kościoła Lubelskiego (1805-2005) pod red. Ks. Henryka Misztala, Lublin 2005.
Dominik Maj urodził się 21 sierpnia 1908 r. w Rzeczycy Księżej, w rodzinie rolników, jako siódme dziecko Jana i Antoniny z Sokołów. Rodzina była bardzo religijna, uczciwa i pracowita. Jej członków łączyła prawdziwa miłość, szacunek dla rodziców, duch patriotyzmu, szczere przywiązanie do Kościoła i dostrzeganie jego potrzeb. Ojciec opiekował się miejscowym kościółkiem, do którego na większe święta przyjeżdżał ksiądz z Kraśnika, by odprawić Mszę świętą. Pod jego nieobecność nabożeństwom i zbiorowym modlitwom przewodniczył ojciec Dominika, a później sam Dominik. Jedna z jego sióstr wstąpiła do zgromadzenia nazaretanek. Duch modlitwy przepajał codzienne życie rodziny Majów. W takiej właśnie rodzinie ukształtowały się cechy osobowościowe przyszłego kapłana: dobroć, uczciwość, ofiarność i pracowitość, wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka, patriotyzm, religijność i głęboka dziecięca wiara, oparta na umiłowaniu Chrystusa eucharystycznego i Matki Najświętszej. W takiej atmosferze łatwo mógł usłyszeć głos powołania do kapłaństwa i je rozwijać.
Szkołę powszechną ukończył w Rzeczycy Księżej w 1918 r., a gimnazjum w Kraśniku, po czym wstąpił do Niższego Seminarium Duchowego w Lublinie. W 1926 r., jako eksternista, złożył egzamin dojrzałości przed Państwową Komisją Egzaminacyjną w Gimnazjum im. ks Stanisława Staszica w Lublinie. Po maturze studiował w Wyższym Seminarium Duchowym w Lublinie, gdzie był wzorowym alumnem: rozmodlonym, gorliwym, koleżeńskim, pełnym zaufania i szacunku dla przełożonych. Należał do Sodalicji Mariańskiej.
Na wakacjach codziennie chodził do kościoła parafialnego w Kraśniku, oddalonego o około 5 km od rodzinnego domu. W miejscowym kościółku prowadził różne nabożeństwa, które nie wymagały święceń. Zorganizował młodzieżowy chór parafialny, którym sam dyrygował, a nawet komponował dla niego pieśni. Studia w seminarium ukończył 21 czerwca 1930 r., ale święcenia z braku odpowiedniego wieku otrzymał z rąk biskupa Mariana Leona Fulmana dopiero 15 lutego 1931 r. Niestety tuż przed święceniami, 2 lutego, zmarł jego ojciec. W opinii rektora czytamy: słabe zdrowie, zdolności dobre, kazania pisze dobre, głos słaby.
Jego pierwszą pracą był wikariat w Bychawie, gdzie pomagał już wcześniej, oczekując na osiągnięcie wieku wymaganego do przyjęcia święceń, następnie skierowano go do Fajsławic (1932-37). Przez krótki czas był proboszczem w Lipinach, zaś 14 marca 1937 do 19 czerwca 1940 r., tj. do chwili aresztowania przez gestapo – w Łaszczowie. Tam też poznał przyszłego błogosławionego, Stanisława Starowieyskiego, właściciela miejscowego majątku i prezesa Akcji Katolickiej w ówczesnej diecezji lubelskiej.
Obaj żarliwi pracownicy na niwie Pańskiej, Stanisław Starowieyski i ksiądz Dominik, zostali najpierw uwięzieni wraz z wieloma księżmi w Rotundzie Zamojskiej, skąd zabrano ich na Zamek Lubelski i potem do obozów koncentracyjnych Sachsenhausen i Dachau. Ksiądz Dominik Maj został przewieziony do Dachau 14 grudnia 1940 r. i otrzymał numer obozowy 22403. Pozostał tu aż do wyzwolenia przez Amerykanów w dniu 29 kwietnia 1945 r.
Obóz był miejscem wielkiej próby, ale – jak mówił ksiądz Maj – także czasem głębokich rekolekcji. Wszędzie obowiązywał bezwzględny zakaz modlitwy, odprawiania Mszy świętej, udzielania sakramentów, głoszenia słowa Bożego czy niesienia pomocy duchowej w jakiejkolwiek postaci. Jak bardzo tęsknił za Eucharystią, opisał w pracy magisterskiej z 1970 r. Mimo tych zakazów, z narażeniem utraty życia w strasznych torturach, na prośbę bł. ks. Frelichowskiego podjął posługę ojca duchownego w swoim baraku. Znał na pamięć teksty Mszy świętej o Matce Bożej. Na początku, zanim księża znaleźli sposobność zaopatrzenia się w wino i hostie, w największej czujnosci, tak, by niczego nie domyślili się esesmani, odmawiali teksty Mszy bez słów konsekracji. Było to dla nich źródłem radości i mocy duchowej. Czasem udawało się zdobyć hostie i wino i były to najszczęśliwsze dla nich chwile. Na mocy pozwolenia Piusa XII Mszę świętą odprawiano, używając tylko chleba, i to obozowego, i odmawiano najkrótszy formularz mszalny. Były okresy, kiedy pozwalano na odprawianie Mszy, ale esesmani celowo skracali czas, tak, że księża czy ludzie świeccy nie zdążali przyjąć komunii świętej. Wtedy bili więźniów, wypędzali, maltretowali. Po takich doświadczeniach, kapłani, zmieszani z pozostałymi uczestnikami, trzymali w dłoniach hostie dla siebie i świeckich sąsiadów. Celebrans, konsekrując dary ofiarne, obejmował intencją wszystkich posiadających hostie, a księża podawali komunię sąsiadom, oczywiście w taki sposób, by nie dostrzegli tego strażnicy.
Hitlerowcy, znając wielką wiarę polskich księży, wykorzystali to do jeszcze większego znęcania się nad nimi. Najkrwawszym wydarzeniem w obozie było zajście w Wielkim Tygodniu i w Niedzielę Wielkanocną, między 28 marca a 6 kwietnia 1942 r. Na apelu Niemcy zapytali, kto chce przystąpić do komunii. Oczywiście zgłosili się wszyscy księża. Rozwścieczony komendant nakazał wszystkim, którzy się zgodzili, mordercze marsze i czołganie na żwirze. Takie ćwiczenia zakończyły się dopiero po Wielkanocy. Wszyscy byli pokrwawieni, oblepieni żwirem, nie mogli siebie poznać. Siedmiu księży nie przeżyło tej katorgi. Ksiądz Maj modlił się: Panie Jezu, nie możemy Ci użyczyć rąk, ust. Widocznie żądasz, byśmy całą osobą stali się razem z Tobą żertwą i ofiarnikami. Fiat voluntas Tua. Wielki Piątek trwa. Nie jest uczeń nad Mistrza… Mnie prześladowali i was prześladować będą. Christus factus est oboediens usque ad mortem. Dachau to krzyż, na którym cierpiało tysiące więźniów. Czasem i wśród hitlerowców znalazł się wyrozumiały człowiek. Jeden z nich przez okno obserwował odprawianie Mszy świętej w okresie całkowitego zakazu. Po jej zakończeniu podszedł blisko ks. Maja i powiedział: Macie szczęście, że jestem katolikiem. Wiecie, co wam za to grozi.
Ksiądz Maj pisał w obozie pamiętnik. Jeden z Niemców, jadąc na front wschodni, przywiózł go do Lublina i w ten sposób dostał się on w ręce rodziny. Ryzykując życiem, ks. przechowywał naczynia liturgiczne. Ksiądz Bardel opisuje, jak więźniowie dowiedzieli się o planowanej rewizji w baraku. Trzeba było wynieść wszystko, co mogło wzbudzić u hitlerowców podejrzenia. Ksiądz Dominik zabrał ze sobą naczynia, ksiądz Bardel ręcznik, który służył za obrus liturgiczny. Z powodu jego chwilowej nieuwagi, w czasie apelu gestapowiec dostrzegł ów obrus. Księdza Bardela wezwano do karnego raportu. Wiedział, że będzie to kara słupka lub karceru, co oznaczało śmierć. Kiedy szedł na tzw. sąd, widział ks. Dominika i kleryka Winiarskiego, jak patrzyli za nim. Był przekonany, że wszystkie bunkry są zajęte, a rano kazał mu wracać do baraku. Ks. Bardel uważał to za cud wyproszony przez ks. Dominika i alumna Józefa.
Ksiądz Maj wiedział, że źródłem siły ducha i dojrzałości wiary są sakramenty, modlitwa i zgłębienie wiedzy teologicznej. Był nazywany Tarsycjuszem obozowym. Zawsze miał przy sobie komunię świętą. Groziła za to śmierć, ale miłość do Chrystusa i poczucie obowiązku niesienia posługi kapłańskiej były silniejsze. Udzielał komunii na drogach obozu, w umywalni, w pracy. Sam co tydzień przystępował do sakramentu pokuty. Spowiadał oczywiście innych. W Dachau bł. Stanisław Starowieyski nawrócił ateistę Sarbinowskiego, a ksiądz Maj pojednał go z Bogiem.
Ksiądz Bardel w swoich wspomnieniach o ks. Maju dał następujące świadectwo: Kleryk Józio Świniarski z diecezji kaliskiej i ksiądz Dominik Maj z diecezji lubelskiej to dwaj święci chodzący po ziemi, ale duszami już w niebie. Dominik był ojcem duchownym wszystkich księży na tej izbie co ja. Odprawiał wieczorami wspólne modlitwy, prawił kazania… Dominik tylko się modlił. Nie tylko cały dzień – ale często i w nocy, jak się obudził, to do mnie mówi: Marcinku, pomódlmy się za naszych w kraju. Umacniał duchowo współwięźniów i przygotowywał na śmierć. Rozmodleniem pokrzepiał i rozbudzał w więźniach przytłumione nieludzkimi warunkami poczucie godności, ratował przed rozpaczą i załamaniem. Jego najczęstsze zwroty to „Módlmy się i dziękujmy Bogu, prośmy Boga, by odwrócił to nieszczęście (…)”. Bardzo bolał nad cierpieniami szambelana Starowieyskiego, którego zaopatrzył na śmierć. Pewnej nocy urządził „Domcio” adorację Najświętszego Sakramentu na izbie. Tabernakulum z pudełka tekturowego, piękne przystrojone żaróweczką elektryczną, a w nim Cząstka Eucharystii otrzymana z kaplicy księży niemieckich.
Biskup Franciszek Korszyński w książce Jasne promienie w Dachau tak pisze: Takim jasnym promieniem na tle nienawiści i zła piekła obozowego był ksiądz Dominik. Należał do tych Tarsycjuszy obozowych, którzy nosili przy sobie Komunię świętą i udzielali jej potrzebującym. Szczególnie na alumnów i świeckich rodaków wywierał dobroczynny wpływ. Na IV izbie 28 bloku był duszą i kierownikiem życia religijnego.
Ksiądz Maj odznaczał się wielką ufnością w opiekę i pomoc Matki Najświętszej. Dnia 3 października 1943 r. razem z ks. M. Bardelem i alumnem Świniarskim poświęcili się i oddali w niewolę Matce Bożej Niepokalanej. Tekst oddania napisał sam ksiądz Dominik. Przytoczę go ze względu na wielkie podobieństwo sformułowania użytego wiele lat później przez Jana Pawła II. Dziewico Niepokalana, żywy Przybytku Bóstwa, w obliczu całego chóru niebieskiego obieram Cię dziś, Maryjo, za swoją Matkę i Panią. Oddaję Ci się i poświęcam, jako niewolnik Twój, ciało i duszę swoją, dobra wewnętrzne i zewnętrzne, nawet wartość moich dobrych uczynków, zarówno przeszłych, jak obecnych i przyszłych, pozostawiając Ci całkowite i zupełne prawo rozporządzania mną i wszystkim bez wyjątku, co do mnie należy, według Twojego upodobania, ku większej chwale Boga w czasie i wieczności. Przyrzekamy ponadto, że starać się będziemy o ciągłe doskonalenie swojej duszy i wyzbywanie się wad, które byłyby niegodne dzieci sług Maryi, o szerzenie czci Najświętszej Dziewicy, pośredniczki łask, jako najpewniejszej drogi do Serca Jej boskiego Syna, codziennie przy akcie ofiarowania się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa dodać westchnienie: O Pani moja, o Matko moja, pomnij, żem Twój, strzeż mnie i broń mnie jako rzeczy i własności swojej w wigilię Niepokalanego poczęcia zachować post ścisły, w powrotnej drodze do wolnej Ojczyzny udać się do duchowej stolicy Polski – Jasnej Góry, by w podziękowaniu za cud wyzwolenia, ponowić swe ofiarowanie i prosić o błogosławieństwo Maryi na dalsze kolejne dni życia i o siłę do pracy dla dobra Ojczyzny i dusz. Droga moja Pani i Zbawczyni, będę działał z ufnością i nie będę się bał, bo Ty jesteś moją siłą, moją chwałą w Panu. Jestem cały Twoim i wszystko, co posiadam, Twoją jest własnością. Miłość Twoja mocna jest jak śmierć(…). Wziąłem Cię, o Maryjo, jako wszystko dobro moje. Twój Ci ja jestem, zbaw mnie. Królowi wieków niewidzialnemu, nieśmiertelnemu samemu Bogu cześć i chwała na wieki wieków. Amen. Dachau, 3 X 1943. Domek Maj, J. Świniarski, M. Bardel.
Na tydzień przed wyzwoleniem obozu przez wojska amerykańskie, księża, zdając sobie sprawę z grozy nadchodzących dni, oddali się w szczególną opiekę św. Józefa, Opiekuna Kościoła świętego. Byli przekonani, że Jego wstawiennictwo uchroniło ich wszystkich przed wymordowaniem, co przygotowali Niemcy na wypadek zajęcia obozu przez wojska wyzwalające.
Wyszedłszy szczęśliwie na wolność, ksiądz Maj najpierw organizował pomoc chorym w szpitalach w Austrii, później jako duszpasterz polonijny otoczył posługą Polaków w Tyrolu, wreszcie pracował jako duszpasterz młodzieży akademickiej w Kufatein. Na wezwanie biskupa Stefana Wyszyńskiego 19 maja 1947 r. wrócił do diecezji. Jak sam pisze, po dwutygodniowym pobycie w Milejowie, został posłany przez biskupa jako proboszcz do parafii Boby, gdzie owocnie pracował wiele lat. Chcąc odrodzić życie religijne, organizował kółka różańcowe, chór, życie liturgiczne, budowę organów. Dnia 29 września 1954 r. biskup lubelski Piotr Kałwa za gorliwość kapłańską, staranie o piękno i ozdobę świątyni parafialnej, i dobro parafii w Bobach mianował ks. Dominika Maja kanonikiem honorowym Kapituły Kolegiaty Zamojskiej.
W 1958 r. ksiądz Dominik został przeniesiony do Bychawy, gdzie pełnił obowiązki proboszcza i dziekana. Tu, mimo wielkich przeszkód i wielu kar nakładanych przez komunistyczną administrację, w Kosarzewie i Woli Gałęzowskiej zorganizował punkty duszpasterskie.
Nie zaniedbywał także pogłębiania wiedzy teologicznej. W latach 60. podjął naukę w Studium Pastoralnym na KUL-u i 29 czerwca 1970 r. obronił pracę magisterską napisaną pod kierunkiem ks. prof. Schenka pt. Służba Boża kapłanów polskich w Sachsenhausen i Dachau.
W swoim testamencie ks. Dominik Maj podziękował wielu ludziom za otrzymaną dobroć i modlitwę, dzięki której mógł wiele zdziałać; stwierdził, że żadnego majątku nie zostawia, prosi o skromny pogrzeb, o jak najwięcej modlitw i komunii świętej w jego intencji. Pragnie, by na wzór św. Jana Vianney, mógł jak najwięcej ludzi wprowadzić do nieba.
Ks. Maj zmarł 12 listopada 1976 r. w Krakowie, w obecności swojej siostry Sylwiny, nazaretanki, do której przybył w odwiedziny. Pogrzeb, który odbył się w Bychawie 16 listopada 1976 r., zgromadził wielu księży, kolegów obozowych, sióstr zakonnych i wielotysięczny tłum ludzi świeckich. Biskup lubelski, ksiądz Bolesław Pylak, w homilii podkreślił jego wielką troskę o zbawienie wiernych. Był jakby sakramentem Boga, znakiem Jego obecności. Był godnym synem narodu polskiego, co udowodnił swoją postawą w więzieniach i obozach. O dojrzałości duchowej ks. Dominika świadczy jego dobroć, miłość i wielkość serca. Wyraził nadzieję, że za jego cierpienia, trudy oraz ofiary Chrystus i Matka Najświętsza, których tak kochał, przytulą go do swojego serca. Nad trumną przemawiało wielu księży, siostry zakonne i ludzie świeccy. Doktor z Bychawy, Jan Michalski, podkreślił wielką troskę księdza Dominika o ludzi biednych i chorych. Pogrzeb ten był wielką manifestacją na cześć ideałów kapłaństwa Chrystusowego tak wyraziście wprowadzanych przezeń w życie.
Grób ks. kanonika Dominika Maja usytuowano w pobliżu bramy wejściowej na cmentarz. Na płycie pomnika ustawiono wykutą w kamieniu postać ks. Dominika otoczoną dziećmi. Wyryty w kamieniu napis głosi: Kochanemu gorliwemu duszpasterzowi, miłośnikowi dzieci i młodzieży – wdzięczni parafianie.
Na każdym miejscu, gdzie Boża Opatrzność postawiła ks. Maja, okazał się wspaniałym człowiekiem, gorliwym duszpasterzem troszczącym się o duchowe i materialne potrzeby parafii i napotkanych ludzi, niosącym z miłością samarytańską pomoc, świętym kapłanem. Najpierw godna podkreślenia jest jego autentyczna świętość oparta na dziecięcym zaufaniu Bogu, Matce Najświętszej, św. Józefowi. Kiedy pracował przed przyjęciem święceń czy uczył w Bychawie dzieci, wlewał w serca gorącą miłość do Najświętszego Sakramentu i uczył pobożności do Matki Najświętszej. W latach 60., kiedy ateizujące komunistyczne władze usiłowały zniewolić i zastraszyć wierzących, na jakimś spotkaniu pewien doktor wydziału urzędu wojewódzkiego, wyciągając z kieszeni różaniec, powiedział mi: Ksiądz Maj nauczył mnie odmawiać różańca i odmawiam go codziennie. Bychawie ludzie wspominają, jak ksiądz Maj w okresie szkolnym, bardzo rano zbierał dzieci, prowadził przed figurkę lub do kościoła, śpiewał z nimi godzinki, pieśni, odmawiał wspólne modlitwy, dzieci ubierały kwiatami figurki i obrazy. Ten zwyczaj zachował na długie lata.
Jego brat Kazimierz opisuje: W 1938 r. dnia 28 sierpnia, zgromadził nasze liczne rodziny do rodzinnego domu w Rzeczycy, by wspólnie z żyjącą jeszcze mamusią poświęcić nas wszystkich Najświętszemu Sercu Jezusa. Z jego rąk otrzymaliśmy obrazy pamiątkowe, które wiszą w naszych domach. Akt poświęcenia się Najświętszemu Sercu Pana odmawiany jest w każdą większą uroczystość, przed opłatkiem w wigilię, przed święconym jajkiem w Wielką Niedzielę (…). Listy, które przychodziły do niego z Dachau, podtrzymywały nas na duchu (…). Pamiętam jeden po pogrzebie mamusi, w którym kazał nam wierzyć w świętych obcowanie i przez modlitwę łączyć się z mamusią.
Miłość, ofiara i bezgraniczne zaufanie Bogu to cechy charakteru księdza Dominika, które tak wyraźnie zajaśniały w piekle obozu w Dachau. Świadczą one o jego świętości. Ksiądz Dominik odznaczał się wielki miłosierdziem wobec przyjaciół i prześladowców. Ks. Bardel opisał, jak ksiądz Maj ratował go od gestapowca, który chciał go poszczuć psem. Kiedy innym razem księdza Marcina ukarano zabraniem posiłków, ksiądz Dominik oddawał swoje porcje, oczywiście potajemnie. Zdarzyło się że kapo, który znęcał się nad księdzem Dominikiem, też został ukarany pozbawieniem racji żywnościowych. Ksiądz Dominik przebaczył mu zadane cierpienia i odstąpił swoją porcję. Od tego momentu w oprawcy nastąpiła przemiana na lepsze. Natomiast wspominając postawę księdza Dominika po powrocie z obozu, ksiądz Bardel zanotował: Większość swojego życia spędzał na modlitwie. Brewiarz prawie zawsze odmawiał na klęczkach. W udzielaniu sakramentów świętych angażował całkowicie wewnętrznie, jakby je pierwszy i ostatni raz sprawował. Orientując się w życiu religijnym rodzin w parafii, dopuszczał dzieci do wcześniejszej Komunii św. Mówił: Niech Pan Jezus króluje w sercu dziecka a nie zło. Nowożeńcom po ślubie dawał obraz Serca Pana Jezusa i rodzinę Sercu Jezusowemu. Niósł pomoc materialną ubogim w parafiach, w których pracował. Brat mój, u którego się zatrzymywał, jadąc mnie odwiedzić, mówił do swoich synów: „patrzcie na księdza Dominiczka – tak wygląda święty”. Nie pozostawił majątku, ale pozostawił wdzięczność u wszystkich, których spotkał na drodze swojego życia.
Taką samą opinię o księdzu Maju wydają wszyscy ankietowani w Bychawie: Życzliwy wszystkim, nawet urzędnikom, którzy nakładali na niego kary, niosący pomoc duchową i materialną, całkowicie oddany Bogu i Kościołowi, stosownie do poleceń Kościoła, nie prowadził księgi rachunkowej, czego wymagały władze komunistyczne. Za co był przez nie prześladowany. Na około sto wypełnionych ankiet, wszyscy odpowiedzieli – to święty człowiek, wzór dla księży i ludzi świeckich.
Ksiądz Dominik, pracując na powierzonych mu placówkach, okazał się też świetnym administratorem. Ksiądz Dominik Maj niewątpliwie należy do wybitnych postaci kapłanów naszej diecezji. Kierując się żywą wiarą i miłością Chrystusa eucharystycznego, w ciężkich warunkach obozowych praktykował posługę Eucharystii w taki sposób, jak to zalecał później Sobór Watykański II, co było wielka radością tak dla kapłanów, jak i wiernych świeckich. Komunia święta była dla nich największym źródłem mocy duchowej. Był jasnym promieniem nie tylko w Dachau, ale również i wśród naszych księży. Należałoby podjąć wysiłki, by spełniło się pragnienie wszystkich wypowiadających się o nim, a opinia świętości o jego życiu została potwierdzona przez autorytet Kościoła w formie beatyfikacji.